Rozdział 1 Słońce

Był sobie mały wąż o imieniu Grześ. Nie miał rączek ani nóżek tylko długie chude ciało jak to węże. Poruszał się szybkimi zwinnymi ruchami po norce, w której mieszkał razem z mamą i tatą. Norka była niewielka, ale jemu jak na razie wystarczała, by ćwiczyć pełzanie. Grześ był jeszcze malutki i dopiero uczył się poruszać.

Któregoś dnia uznał, że jest już duży i potrafi poruszać się wystarczająco szybko, by wyjść na zewnątrz i obejrzeć nowy nieznany mu świat. Najpierw ostrożnie wysunął głowę przez dziurę w ziemi i popatrzył do góry. Zobaczył wysoko nad głową coś niebieskiego z białymi plamkami i pośrodku dużą żółtą kulą. Świeciła ona aż tak bardzo mocno, że musiał przymrużyć oczy. Szybko schował się do norki i otworzył je. Zdziwił się bardzo jak się okazało, że nic nie widzi poza małymi plamkami.

– Mamo, tato! Coś mi się stało. Nic nie widzę. –  Zawołał przestraszony.

Rodzice szybko przypełzli zaniepokojeni.

– Co się stało Grzesiu? –  Spytała mama.

Grześ powoli się uspokajał. Widział już coraz lepiej. Opowiedział, co się stało.

Mama  uśmiechnęła się i zaczęła mu tłumaczyć.

– Grzesiu to co zobaczyłeś to było niebo, obłoczki i słońce. Niebo jest zwykle niebieskie, czasem szare, albo granatowe nocą, gdy robi się ciemno. Te białe plamki to chmurki. Niekiedy są większe i robią się szare, a wtedy pada z nich woda czyli deszcz. To duże, okrągłe i żółte to było słońce. Świeci ono bardzo mocno i dlatego przez chwilę nic nie widziałeś, jak schowałeś się do ciemnej norki, w której mieszkamy. Słoneczka nie trzeba się bać. Dzięki niemu jest jasno i ciepło w ciągu dnia. Wieczorem jak słoneczko zachodzi pojawia się księżyc i gwiazdy, które oświetlają noc. Grześ poczuł się zmęczony swoimi przygodami, przytulił się do mamy i szybko zasnął. Śniły mu się obłoczki na których leżał i oglądał świat z góry.