Rozdział 172 Obiecywać czy nie

Żabki podążały za wężem i dżdżownicą słuchając ich rozmowy. Z trudem powstrzymywały śmiech.

– Wreszcie ktoś potraktował Grzesia tak samo, jak on do tej pory innych. – Damian nie wytrzymał.

– Nie wiem jak wam, ale mi osobiście taka odmiana bardzo się podoba. – Tłumiąc śmiech powiedział Kuba.

W tym momencie wąż odwrócił się w stronę przyjaciół. Ci nie wytrzymując wybuchnęli serdecznym śmiechem. Grześ patrzył nie rozumiejąc. Po chwili Ropusław powiedział.

– Widzę Grzesiu, że wreszcie trafiłeś na kogoś podobnego do siebie. Jak Ci się to podoba?

– Przyznaję, to coś nowego dla mnie. Przynajmniej wiem dlaczego niektóre zwierzątka się ze mnie śmieją. Postaram się poprawić, ale nie obiecuję.

Słysząc te słowa przyjaciele ponownie się roześmiali.

– Nie obiecuj, skoro i tak nie dotrzymasz słowa. Za dobrze cię znamy. – Odpowiedział Tomek.

– Słusznie, danego słowa powinno się dotrzymać. Jeśli wiesz, że nie spełnisz obietnicy nie powinieneś jej dawać. – Dodał Ropusław.

– Co by się stało gdybym dał słowo a jednak mimo starań nie dał rady go dotrzymać? – Zapytał Radek.

– Zależy to od tego jak ważna była sprawa w której dałeś komuś słowo. Czasem ważne jest to, że się starałeś. Czasami to niestety zbyt mało. Warto jednak w takiej sytuacji iść do tego kogoś komu coś się obiecało i powiedzieć prawdę. Przynajmniej jest wówczas jasna sytuacja i ten ktoś wie co ma zrobić.

– No tak, zawsze lepiej powiedzieć prawdę niż ukrywać, bo wyjdzie na jaw w najmniej oczekiwanym momencie.

– Tak to bywa z kłamstwami. – Uśmiechając się powiedział Ropusław.

– Co jeśli coś obiecujemy mimo iż i tak nie mamy zamiaru dotrzymać słowa? – Dopytywał Kuba.

– To już źle świadczy tylko o nas. Ten, komu coś obiecujemy liczy na dotrzymanie słowa. Jeśli się zawiedzie to następnym razem się zastanowi czy może nam zaufać. Chyba żadne z was nie chciałoby, aby inni zastanawiali się czy można wam zaufać?

– Nie, nie. – Jednocześnie odezwały się zwierzątka.

– Nie chciałbym, aby przyjaciele mi nie wierzyli. – Dopowiedział Tomek.