Józef w studni

Józef był młodym, naiwnym chłopcem. Kochał mamę Rachelę, tatusia Jakuba i rodzeństwo. Bardzo cierpiał, gdy mamusia zmarła wydając na świat najmłodszego braciszka, ale przecież był jeszcze tatuś, ciocie – Lea, Bilha i Zilpa. Czuł się bezpiecznie, gdyż wiedział, że nie jest sam na ziemi. Świat był dla niego czarno – biały. Nie zdawał sobie sprawy z nienawiści swych braci, być może z powodu swej młodzieńczej naiwności, a być może dlatego, że oni dobrze ją skrywali. Bali się okazać swe uczucia ulubieńcowi ojca. Cieszył go każdy dzień, każda chwila spędzona w gronie rodziny.

Pewnego dnia starsi bracia odeszli z trzodą do Sychem. Jakub martwił się o synów. Pamiętał bowiem, iż okoliczni mieszkańcy nie lubili jego dzieci. Postanowił posłać Józefa, aby upewnił się, że są zdrowi i stadom nic się nie dzieje. Józef z radością zgodził się na prośbę ojca. Stęsknił się już trochę za braćmi. Ubrał piękną szatę, którą otrzymał w prezencie od ojca i wyszedł. Nie znalazł ich jednak w Sychem. Nie wiedział co począć, gdzie ich szukać. Na szczęście spotkał mieszkańca tych okolic i opowiedział mu o problemie. Ten skierował go w okolice Dotain, mówiąc, że tam właśnie się udali. Józef zatem skierował w tę stronę swe kroki.

Bracia zobaczyli go z daleka dzięki szacie. Postanowili zabić Józefa, a ojcu powiedzieć, iż pożarł go dziki zwierz. Przeciwko temu zaprotestował Ruben.

Zaproponował, by wrzucili Józefa do suchej studni. Chciał bowiem po ich odejściu oddać go ojcu. Nie zgadzał się na rozlanie krwi braterskiej.

Józef cieszył się gdy odnalazł braci. Już chciał paść im w ramiona jednak zatrzymał się widząc ich miny. Nic nie rozumiał. Oni złapali go i zerwali zeń piękną szatę, prezent od ojca. Stał nieruchomo, pozwalał im na to wszystko. Był zaskoczony, nie wiedział dlaczego mu to robią. Przecież jest ich bratem, tak bardzo ich kocha.

W studni słyszał ich rozmowy. Wprawdzie słowa odbijały się echem, jednak doskonale rozumiał ich przerażający sens. Bracia planowali go zabić. Modlił się do dobrego Boga, by jednak posłuchali Rubena, który nadal przekonywał braci. Po chwili głosy rodzeństwa ucichły i Józef zaczął rozważać swoją sytuację.

Nagle dotarła do niego straszna prawda. Bracia, których tak kochał, nienawidzili go i planowali jego śmierć. Chwilowo ocalił go Ruben. Martwił się jednak co się stanie, gdy ten odejdzie do swoich zajęć. Czuł się niepewnie – w jednej chwili utracił wszystko, co tak bardzo kochał. Nie wiedział, co dalej z nim będzie.