W pogoni za Izraelitami

Izraelici szli przed siebie wciąż niespokojnie oglądając się za siebie. Wiedzieli, że Egipcjanie są tuż za nimi. Otuchy dodawał im znajomy słup ognia, który odgradzał ich od wrogów. Anioł Boży idący dotąd na przedzie także znalazł się za Izraelitami, oddzielając od nieprzyjaciół. Prowadzeni przez Mojżesza zapomnieli o wcześniejszych oskarżeniach. Nie chcieli już wracać do kraju niewoli. Przerażeni poganiali się wzajemnie, aby iść jak najszybciej naprzód. Wszyscy zastanawiali się co będzie dalej, gdy dotrą do morza. Przerażało ich to, lecz wierzyli Bogu i Mojżeszowi. Podążali przed siebie przez całą noc, nikt nie protestował, nie odważył się powiedzieć, że jest zmęczony. Po stronie Izraelitów słup był ogniem, który rozświetlał mrok.

Egipcjanie uparcie podążali za Izraelitami. Niewiele widzieli w mroku, lecz do przodu pchała ich złość na uciekających. Tak bardzo chcieli schwytać Izraelitów, że nie przeszkadzała im otaczająca ciemność. Wierzyli swemu władcy, który zapowiedział, że schwytają uciekinierów i w chwale przywiodą niewolników do kraju.

Izraelici na pieszo, Egipcjanie na rydwanach podążali przed siebie przez całą noc. Nie zbliżyli się do siebie ani na metr przez całą noc.

Wreszcie zmęczeni Izraelici stanęli nad brzegiem morza. Zmęczeni bezradnie spojrzeli na Mojżesza. Wzrok większości z nich wyrażał to, co słowami odważyli się wypowiedzieć tylko niektórzy.

– I co dalej? Jak mamy przejść przez morze? Po co to wszystko? Teraz nas znajdą! Znowu wrócimy do niewoli!

Mojżesz nie odpowiedział. Odwrócił się plecami do ludzi i wyciągnął rękę nad morze tak jak Pan mu nakazał. Stało się to co Bóg zapowiedział.