Rozdział 101 Przygoda Konrada

Przyjaciele po naradzie zdecydowali, że najpierw udadzą się na ulubioną polankę i pokażą Grzesiowi norkę, z której nie mógł się wydostać Tomek.

– Rzeczywiście niewielka jest. – Przyznał wąż i wpełzł do środka. Rozejrzał się i wrócił do żabek. – Domyślam się czemu miałeś problem z wyjściem. Dużo w niej korzeni drzew. W co jeszcze się bawiliście na polanie?

– W wyścigi. – Przypomniał sobie Damian. – Ścigaliśmy się od tego krzaczka do tamtego drzewa. Zwykle Kuba wygrywał wyścigi, a najlepiej chował się Maniek. Do dzisiaj nie potrafiłbym znaleźć niektórych jego kryjówek.

– Nie miałbym z wami szans w ściganiu się, ale myślę, że dałbym radę się przed wami schować. – Westchnął Grześ.

Nagle usłyszeli trzask gałązki. W ciszy poranka zabrzmiał on niezwykle głośno. Przyjaciele odruchowo spojrzeli w stronę z której dobiegł. Po chwili trawy zaczęły się ruszać i spośród nich wyszedł Konrad. Zdziwili się widząc go idącego, zwykle przelatywał gdzieś wysoko nad nimi.

– Co tutaj robisz? Co się stało? – Spytali jednocześnie Grześ i Kuba.

– Chowałem żołędzia pod korę drzewa, żeby mieć na zimę zapasy. Na szczęście to była nowa kryjówka i nic w niej jeszcze nie było. Spadłem na ziemię wraz z kawałkiem kory. Wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby tam już było sporo nasion?

– Nic ci się nie stało? – Zapytał z troską Maniek.

– Dzięki, na szczęście nic takiego. Potłukłem się tylko odrobinę. Na przyszłość muszę ostrożniej wybierać nowe miejsca. Co robicie? – Zainteresował się.

– Postanowiliśmy odwiedzić miejsca, w których bawiliśmy się jeszcze do niedawna. Pokazujemy je Grzesiowi.

– Też lubię czasem wspomnieć czasy, gdy byłem jeszcze pisklęciem. Muszę już lecieć, miło było was spotkać.

Powiedziawszy to rozpostarł skrzydła i wzbił się w powietrze. Przyjaciele zadarli głowy patrząc jak sójka odlatuje w stronę łąki.