Rozdział 111 Staw

Grześ wędrował z przyjaciółmi przez las. Droga dłużyła mu się. Nie zdając sobie z tego sprawy zwolnił tempo ze zmęczenia. Zajęte rozmową żabki wysforowały się naprzód i nie zauważyły tego. Zajączek pożegnał się chwilę wcześniej. Nagle wąż zorientował się, że jest sam. Z oddali dobiegało wesołe kumkanie żabek. Tym razem nie przestraszył się tylko głośno zawołał.

– Damian, Kuba!

Jak na komendę żabki ucichły i odwróciły się. Po chwili rozległ się głośny rechot całej czwórki.

– Chodź do nas! – Zawołał Tomek. – Nie ociągaj się!

Wąż powoli dopełzł do przyjaciół.

– Zmęczyłem się. – Poskarżył się smutnym głosem. – Poszliście przodem i nie zwracaliście na mnie uwagi. Nie nadążam za wami.

– Przepraszamy cię Grzesiu. – Powiedział Maniek. – Wspominaliśmy czasy spędzone wśród przyjaciół w naszym rodzinnym stawie.

– Już blisko. – Pocieszył go Kuba.

Ruszyli w drogę. Kilka minut później dobiegło ich wesołe kumkanie wielu żabek. Zaciekawiło to węża. Przyśpieszył. Zaskoczone żabki ledwo nadążały za nim.

– Ciekawość dodała ci sił. – Zauważył Tomek, ale Grześ nie usłyszał go.

Żabki popatrzyły na siebie nawzajem i podążyły za wężem. Wkrótce znaleźli się na polanie. Grzegorz zatrzymał się na jej skraju. Przed sobą miał staw wokół którego znajdowało się kilkanaście żabek i ropuch.