Grześ wędrował z przyjaciółmi przez las. Droga dłużyła mu się. Nie zdając sobie z tego sprawy zwolnił tempo ze zmęczenia. Zajęte rozmową żabki wysforowały się naprzód i nie zauważyły tego. Zajączek pożegnał się chwilę wcześniej. Nagle wąż zorientował się, że jest sam. Z oddali dobiegało wesołe kumkanie żabek. Tym razem nie przestraszył się tylko głośno zawołał.
– Damian, Kuba!
Jak na komendę żabki ucichły i odwróciły się. Po chwili rozległ się głośny rechot całej czwórki.
– Chodź do nas! – Zawołał Tomek. – Nie ociągaj się!
Wąż powoli dopełzł do przyjaciół.
– Zmęczyłem się. – Poskarżył się smutnym głosem. – Poszliście przodem i nie zwracaliście na mnie uwagi. Nie nadążam za wami.
– Przepraszamy cię Grzesiu. – Powiedział Maniek. – Wspominaliśmy czasy spędzone wśród przyjaciół w naszym rodzinnym stawie.
– Już blisko. – Pocieszył go Kuba.
Ruszyli w drogę. Kilka minut później dobiegło ich wesołe kumkanie wielu żabek. Zaciekawiło to węża. Przyśpieszył. Zaskoczone żabki ledwo nadążały za nim.
– Ciekawość dodała ci sił. – Zauważył Tomek, ale Grześ nie usłyszał go.
Żabki popatrzyły na siebie nawzajem i podążyły za wężem. Wkrótce znaleźli się na polanie. Grzegorz zatrzymał się na jej skraju. Przed sobą miał staw wokół którego znajdowało się kilkanaście żabek i ropuch.