Rozdział 113 Dużo żabek

Kuba delikatnie pchnął Grzesia w stronę rodziny i znajomych. Poskutkowało. Wąż ruszył w kierunku stawu. Nagle otoczyła go gromada rozchichotanych żabek i zewsząd rozlegało się wesołe:

– Cześć!

– Dzień dobry! – Powtórzył Grześ troszeczkę już śmielej. – Jak was dużo.

Odszukał wzrokiem swych przyjaciół i poza znajdującym się obok niego Kubą nie znalazł żadnego z nich.

– Gdzie Damian, Maniek i Tomek? – Zapytał po cichu.

– Witają się z innymi. Chodź, przedstawię cię, ale najpierw przywitamy się z wujem Ropusławem.

Wąż poczuł się raźniej słysząc o Ropusławie. Lubił ropuchę.

– Chodźmy. – Odpowiedział uśmiechając się do Kuby.

W międzyczasie usłyszał ich Ropusław i wyruszył im na spotkanie.

– Dzień dobry. Cieszę się, że was widzę. Podoba ci się nasz staw, Grzesiu?

– Niewiele jeszcze miałem okazję zobaczyć. – Przyznał wąż. – Dopiero przyszliśmy.

– Ja oprowadzę Grzesia. – Wtrącił się Kuba do rozmowy.

– Miło z twojej strony, Kubo. Jak się zmęczycie to zapraszam do siebie odpocząć.

Przyjaciele pożegnali się z Ropusławem i udali się w stronę wody. Grześ nic nie mówił tylko podziwiał nieznane okolice. Nadal peszyła go duża ilość nieznanych mu żabek tym bardziej, że co chwilę ktoś mu się przedstawiał. Obawiał się, że nie zapamięta wszystkich imion.

– Coś taki milczący? – Spytał zaniepokojony Kuba.

– Podoba mi się tutaj. Martwi mnie tylko jedno…

– Co takiego?

– Tyle tu żabek i każda inaczej się nazywa, nie zapamiętam wszystkich.

Kuba roześmiał się wesoło.

– Tym się nie przejmuj. Najważniejsze, żebyś się dobrze bawił.