Rozdział 114 Spacer

Uśmiechnięty wąż spojrzał na towarzyszącą mu żabkę.

– Bawię się świetnie. Nie dziwię się panu Ropusławowi, że tak rzadko was odwiedza – tu jest bardzo ładnie. Żałuję tylko, że dość daleko od naszej łąki.

– Niestety nie można mieć wszystkiego. Jeśli zechcesz będziemy częściej tutaj zaglądać.

Przysiedli na chwilę na trawie aby odpocząć. Grześ cały czas rozglądał się wokół.

– Z przyjemnością. Co to jest to wysokie przy brzegu i to zielone na wodzie? – Wąż wskazał na rośliny.

– Tatarak – ten wysoki, a to unoszące się na wodzie to rzęsa wodna. Nad stawem jest wiele różnych roślin, których nie ma na łące.

– Dlaczego tak jest?

– Każda z roślin ma określone wymagania – potrzebuje innej ilości światła słonecznego lub wody.

– Rozumiem, kwiatki i trawy na łące potrzebują więcej słońca, a te tutaj wody?

– Gdyby zamienić je miejscami uschłyby ponieważ nie miałyby odpowiednich warunków do życia.

– Co znaczy uschłyby? – Zaciekawił się wąż.

– Popatrz, jakie teraz są ładne. – Kuba wskazał na rośliny. – Gdyby nagle miały za dużo albo za mało wody w zależności od swoich wymagań to najpierw by straciły piękny kolor, a później całkowicie zmarniały.

– Szkoda by ich było, są takie ładne. – Westchnął wąż. – Opowiedz mi proszę o nich coś więcej.

– Mam pomysł. – Powiedział Kuba. – Spytaj o nie później wuja Ropusława. Teraz pozwiedzamy dalej.

Przyjaciele wyruszyli dalej. Powoli obchodzili staw. Kuba często zatrzymał się w różnych miejscach wspominając czas dorastania. Grześ z przyjemnością słuchał żabki. W międzyczasie wąż poznawał inne żabki, jednak teraz już nie przejmował się tym, że nie zapamięta imion.