Mama Grzesia, obawiając się o syna, namówiła Leona na spacer do lasu. Wąż nie dawał po sobie poznać, ale on również niepokoił się. Wybrali się więc ścieżką, którą wcześniej podążył Grześ z żabkami. Gdy byli w pobliżu polany usłyszeli głos opowiadającego dzięcioła. Zbliżyli się zatem i zobaczyli zasłuchane zwierzątka wpatrzone w Marcina. Korzystając z tego, że byli za ich plecami dali znać dzięciołowi, by nie przerywał i wycofali się. Marysia była bardzo zadowolona, że nie było wśród nich biedronki.
– Nie ukrywam, że cieszę się z tego, iż nie ma tam Kamili. – Mówiła. – Obawiam się jej wpływu na naszego Grzesia.
– W pełni cię rozumiem. Też mi się nie podoba to, co się z nim dzieje pod jej wpływem. Musimy jednak wierzyć, że mamy mądrego synka. Z drugiej strony nie warto skreślać biedronki. Ona jest przecież równie młoda jak nasz Grześ, tylko, że bardziej roztrzepana i lekkomyślna. – Odpowiedział Leon.
– Na szczęście nasz synek potrafi dobrze dobierać sobie przyjaciół. – Marysia była już dużo spokojniejsza niż jak szli do lasu. – Takich, którzy nie zawiodą go w trudnych chwilach.
– Rzeczywiście, dobry przyjaciel, taki który nie zawiedzie w kłopotach to największy skarb. Nasz Grześ ma szczęście do przyjaciół.
Tak rozmawiając dotarli powoli na łąkę.
A tymczasem na polanie…