Rozdział 96 Pomarzmy sobie


– Chciałbym, aby wyrosły mi skrzydełka. – Rozmarzył się Grześ. – Mógłbym się wznieść ponad łąkę, polecieć do lasu i ułożyć się wygodnie na gałęzi. Przekonałbym się wtedy osobiście jak wygląda las z góry. Wiem to tylko z opowieści różnych ptaków.

– Ciekawe marzenie. – Powiedział Ropusław. – Jakie wy macie marzenia?

Kamila już miała się odezwać, ale napotkała wzrok Kuby i zrezygnowała. Po chwili powiedziała jednak.

– Ja mam skrzydełka, jednak jestem zbyt mała, aby polecieć wysoko nad lasem. Lubię latać nad łąką. Chciałabym jednak pofrunąć dużo dalej. Zwiedzić to, co znajduje się za naszym lasem. Nigdy tam nie byłam. – Tu popatrzyła na ropuchę i z przekorą w głosie dodała. – Jakie pan ma marzenia, panie Ropusławie?

– Jak wiecie, od zawsze byłem domatorem.

– Co znaczy domator? – Przerwał Grześ.

– To ktoś taki, kto nie lubi opuszczać swojego domu. Gdy byłem w waszym wieku miałem przyjaciela. Kajetan mu było na imię, ale wszyscy mówili na niego Kajtek. Różniliśmy się bardzo, co nie przeszkadzało nam się przyjaźnić. Kajtek bardzo chciał poznać świat. Zobaczyć co się dzieje poza naszym domem. Chciał wyruszyć w świat, ja się bardzo tego bałem. Wolałem zostać tam, gdzie bezpiecznie. Pewnego dnia mój przyjaciel powiedział, że idzie spełnić swe marzenia. Namawiał mnie, abyśmy poszli razem. Bardzo tego do tej pory żałuję, że nie wybrałem się razem z nim.

– Wrócił?

– Nie, nikt z nas nigdy więcej o nim nie usłyszał. Być może spełnia gdzieś swoje marzenia, a być może zginął gdzieś po drodze. Jeśli jednak stracił życie to tylko dlatego, że nie obawiał się robić tego, co dla niego ważne. Tego mu najbardziej zazdroszczę.