Zjeść serce

Do odważnych świat należy…

Tak powiadają, ale jak tu wykazać się odwagą, gdy wokół tyle zagrożeń czyha. Czasem każdy ma ochotę ukryć się w przysłowiowej mysiej dziurze i nie wychylać nosa. Gorzej, gdy wygodnie urządziliśmy się w tej mysiej dziurze i nie mamy ochoty z niej wyjść. Wtedy to już bywa problemem. Rozwiązaniem może być pomoc świętego Jana de Brebeuf, który wykazał się tak wielką odwagą, że zasłużył na szacunek ze strony swych oprawców. Okazali oni go w sposób niezrozumiały szczególnie dla współczesnych Europejczyków.

Jan de Brebeuf stał się dzięki temu patronem odwagi…

Narodził się on w Normandii 25 marca 1593 roku. Wstąpił do zakonu jezuitów. Bardzo chciał służyć Bogu nawracając pogan na chrześcijaństwo toteż za zgodą przełożonych w 1625 roku dotarł na tereny obecnej Kanady.

Na początku podjął pracę wśród Indian Algonkinów, gdzie uczył się ich języka przez pięć miesięcy. Stworzył nawet podręcznik gramatyki i słownik. Jako misjonarz musiał jednak przyznać się do porażki – nie zdołał nawrócić ani jednego z mieszkańców. Postanowił zatem udać się do Indian ze szczepu Huronów. Wprawdzie zaprzyjaźnił się z nimi, ale tu również poniósł klęskę. W przeciągu trzech lat udało mu się ochrzcić zaledwie jedno umierające dziecko.

Rok 1629 przyniósł zwycięstwo Anglików w Quebecu. W związku z tym on jako przedstawiciel pokonanej nacji Francuzów musiał powrócić do Europy. Nie zniechęcił się jednak i gdy tylko w 1632 roku Francuzi zwyciężyli z grupą misjonarzy powrócił.

Gdy w 1636 roku wśród Indian wybuchła epidemia misjonarze starali się im pomóc jak tylko potrafili. Zdesperowany ojciec de Brebeuf złożył nietypowy ślub gotowości na wszelkie możliwe cierpienia byleby tylko pozyskać dla Chrystusa dusze Indian.

Indianie widząc, że misjonarze nie chorują mimo iż przebywają pośród zakażonych uznali, że dysponują oni ponadnaturalnymi mocami i nawracali się masowo. Na przełomie lat 1640/1641 musiał przerwać na trzy lata intensywną pracę misjonarską ze względu na pobyt w szpitalu w Quebecu. Powrócił jednak do Huronów w 1644 roku gdy tylko wyleczył złamaną łopatkę.

Jego działalność misyjną zakończył niespodziewanie napad Irokezów. Szóstego marca 1649 roku napadli on na wioski Huronów mordując większość mieszkańców. Ojciec Jan wraz z innymi misjonarzami do końca pocieszał na duchu rannych i konających. Mówił do nich:

– „Dzieci moje, podnieście oczy wasze ku niebu. Bóg widzi nasze cierpienia i męki. Ma dla nas piękną nagrodę.”

Widząc postawę zakonników Irokezi postanowili poddać ich niewyobrażalnym wprost torturom, aby tym bardziej podporządkować sobie podbite plemiona.

Największym torturom poddano dwóch misjonarzy – ojca Jana de Brebeuf i ojca Gabriella Lalemant. Złość i kolejne coraz okrutniejsze tortury napędzała odwaga, jaką wykazywali się wszyscy torturowani misjonarze. Tortury zakończyły się 16 marca 1649 roku śmiercią zakonników.

Indianie będąc pod wielkiem wrażeniem odwagi okazali największy szacunek jaki mogli okazać pokonanemu wrogowi po jego śmierci. Zjedli jego serce. Wierzyli bowiem, że wraz ze zjedzoną cząstką serca przechodzi na nich niezmierzona odwaga, jaką wykazał się zabity przez nich człowiek.

W chwilach, gdy potrzebna nam cała nasza odwaga możemy prosić o pomoc tych, którzy wykazali się w najważniejszym momencie swego życia – do świętego Jana de Brebeuf i Izaak Jogues.

Modlitwa: Boże, Ty uświęciłeś początki Kościoła w krajach Ameryki Północnej przez nauczanie i męczeństwo świętych Jana i Izaaka oraz ich Towarzyszy, spraw za ich wstawiennictwem, aby w całym świecie rozkwitało życie chrześcijańskie. Amen.

O św. Izaaku Jogues będzie innym razem, bo to też ciekawa postać…